Warszawa 29 maja 2019 r.
Nasz komentarz „Dyplomatyczne dyletanctwo” odnoszący się do incydentu w Tel Awiwie wzbudził żywe zainteresowanie. Żywe nie zawsze znaczy przychylne. Był też hejt, oskarżenia prawicowych publicystów o szkodnictwo, głos zabrał sam premier, przypisując nam złe intencje. Część komentarzy odnosiła się do spraw drugorzędnych: kto pierwszy podał informację, Polacy czy Izraelczycy? Czy ambasador RP był podczas incydentu w samochodzie, czy też opuścił pojazd narażając się na bezpośrednie zagrożenie? W całym tym zgiełku pominięto istotę naszej wypowiedzi:
- Czyn sprawcy agresji wobec dyplomaty był naganny, niezależnie od tego czy wiedział kim jest atakowany, czy też nie. Nie mamy co tego wątpliwości;
- Reakcja polskiej strony była jaskrawie przesadna – powinna ograniczyć się do noty dyplomatycznej, a więc instrumentu powszechnie stosowanego w takich sytuacjach;
- Agresja wobec dyplomatów, i to nie tylko polskich, od zawsze była elementem ich pracy. Na ogół jednak incydenty takie są rozwiązywane na poziomie resortów spraw zagranicznych w poufny sposób, aby nie rzutowały one na relacje między państwami;
- Odwoływanie się przez najwyższych przedstawicieli Rzeczypospolitej do dumy narodowej, zapewnianie o zamiarze obrony Polaków za granicą (tak jakbyśmy byli przedmiotem jakiejś szczególnej niechęci i agresji) czerpie z najgorszych tradycji budowania wrogości wobec innych i wskazuje na złe intencje władzy, dla której pozyskanie skrajnego, nacjonalistycznego elektoratu okazało się ważniejsze niż relacje z ważnym – jak deklarowano – partnerem.
W reakcji na akt irytacji pojedynczej osoby użyto całego majestatu Rzeczypospolitej. W wymiarze międzynarodowym nie buduje to powagi i szacunku wobec państwa – to je ośmiesza.
Grupa Inicjatywna
Konferencji Ambasadorów RP